Iwona Woźniak

„Jako absolwentka PWSZ w Krośnie pragnę zachęcić  wszystkich do studiowania na tej uczelni.

Powodów  jest wiele…

Zakład Filologii Germańskiej dzięki swojej profesjonalnej kadrze akademickiej wykazuje się duża otwartością na potrzeby studentów, gwarantuje wysoki poziom kształcenia oraz niepowtarzalną atmosferę studiowania.

Miło wspominam wielu wykładowców, którzy dali mi możliwość rozwijania swoich  umiejętności i pasji. Od początku do końca nie było łatwo. Ale chyba właśnie tego oczekuje się od studiów,  mając na uwadze swoją przyszłość i rozwój zawodowy.

Podczas studiów  trzeba było wykazać się dużą systematycznością i zorganizowaniem, żeby móc nadążyć za szybkością realizowanego materiału. Metody pracy, zdobywanie informacji, a przede wszystkim materiał przerabiany na zajęciach w moim odczuciu były naprawdę na wysokim poziomie. Dobrym pomysłem były wszelkiego rodzaju wyjazdy językowe, jak np. wyjazd studyjny do Hamburga, w którym biorą udział wszyscy studenci,  kursy w Bielefeld, czy też często organizowane konferencje naukowe, spotkania z Niemcami i Austriakami, umożliwiające najbliższy kontakt z żywym językiem, i poznanie go, jak to się mówi „od podszewki“.

Osobiście z nostalgią wspominam wyjazd studyjny do Hamburga. Miałam wtedy możliwość poznania wielu wspaniałych miejsc, ludzi, a rodzina goszcząca zapewniła dogodne warunki pobytu i ciepło rodzinnej atmosfery (już nie wspominając o tym w jakim stopniu w tym momencie odczułam korzyści płynące z umiejętności językowych). To niesamowite jak obcy ludzie mogą zachwycić swą serdecznością i gościnnością. Program takiego wyjazdu każdego roku jest przygotowywany z największą dokładnością przez wykładowców PWSZ, w związku z czym student nie ma czasu na tzw. nudę, a każda godzina to szansa na nową przygodę, nowe miejsca, nowych ludzi i nowe informacje. Realizacja każdych pojedynczych punktów tego niezwykle napiętego, z precyzja i największą dokładnością  przygotowanego programu, momentami wydawała się wprost niewykonalna, a pomimo to wyruszaliśmy ciągle na  nowo, spełnialiśmy plan, docierając do kolejnych miejsc – czasem dosłownie w biegu, ale z sukcesem do końca, do ostatniego dnia. I pamiętam jak nadszedł ten ostatni dzień, dzień pożegnania –zebraliśmy się tego poranka w umówionym miejscu i właściwie chyba nikt z nas nie chciał jeszcze wracać. Niekończące się pamiątkowe „sesje” zdjęciowe, pożegnania (ciągle na nowo), których to nie miał „odwagi” przerwać żaden z towarzyszących nam opiekunów – wykładowców. Całość naprawdę niezwykle wzruszająca.

 

Zakład Filologii Germańskiej wielokrotnie przyjmował również zagranicznych gości, wykładowców, którzy specjalnie dla nas, studentów, przybywają tutaj na zaproszenie władz uczelni, aby podzielić się z nami doświadczeniami i wiedzą. Sama wielokrotnie brałam udział w tego typu spotkaniach i wykładach i było to dla mnie zawsze rzeczą niezwykle interesującą, jak i na pewno dużym doświadczeniem dla każdego pojedynczego studenta, dając możliwość określenia swoich umiejętności językowych i ich rozwoju. W końcu tak naprawdę sprawdzić samego siebie można przede wszystkim w konfrontacji z „nativ-speakerami”, czyli naszymi „Muttersprachlerami”, gdzie nie ma miejsca na ewentualne podparcie się językiem polskim w momencie gdy coś nie do końca wydaje się być zrozumiałym. Choć i w tym miejscu pragnę zaznaczyć, że w ZFG zetknęłam się w ramach swojej edukacji wielokrotnie z rodowitymi wykładowcami Niemiec czy Austrii, którzy odwiedzali zakład prowadząc z nami zajęcia i wykłady. Przede wszystkim chciałabym wymienić tutaj osobę Pana Koeniga, którego wykłady chłonęłam wręcz, z niezwykłą ciekawością. Niestety w Jego zajęciach miałam okazję (i zaszczyt!) uczestniczyć tylko przez jeden semestr – szósty i ostatni semestr moich studiów. To co utkwiło mi w pamięci, to kilka prostych, szybkich zdań innych studentów, kiedy to po powrocie z semestralnego pobytu na zagranicznej uczelni, w oczekiwaniu na wykład Pana Profesora, usłyszałam tylko, że jest to wykładowca surowy, który ciągle tylko powtarza, że „polscy studenci nie zadają pytań”. (Rzeczywiście mnie samej udało się w ciągu semestru usłyszeć to zdanie kilkakrotnie!)

Ale osoba Pana Profesora zrobiła na mnie duże wrażenie i bardzo polubiłam Jego wykłady, w które wtrącał wielokrotnie zdania, doświadczenia, krótkie anegdoty, którymi właśnie budził zainteresowanie studentów. Moje na pewno. Ale być może było to też zasługą przedmiotu, jaki wykładał, mianowicie literatury. Lektury i tematy, które omawialiśmy podczas zajęć trafiały w przedmiot moich zainteresowań, co więcej budziły chęć na więcej – nie tylko czytałam te utwory, książki, czerpałam wiedzę z wykładów, które regularnie odwiedzałam, ale sama szukałam dalszych, głębszych informacji.

Co ciekawe – do dziś zachowałam jeszcze kilka nagrań wykładów Pana profesora, które udało mi się wówczas uchwycić.

I chyba dokładnie w tym czasie tak w pełni zdałam sobie sprawę, że świat literatury to jest ten mój świat. Choć wiedziałam to prawdopodobnie już dużo wcześniej, już w czasach liceum, a z pewnością na 2 roku studiów, podczas wykładów pani dr Szayny–Dec, która z wielkim zamiłowaniem starała się otworzyć nam ten, tak naprawdę nieznany nam jeszcze wówczas, literacki świat, i poprowadzić po jego ścieżkach. Wiem na pewno – nie było łatwo, obcy język podwyższał poziom trudności, niejednokrotnie próbował nas zawirować w swych sagach i opowieściach, czasem błądziliśmy i próbowaliśmy się odnaleźć w tych najdawniejszych, niezwykle skomplikowanych, wymagających maksymalnej koncentracji tekstach, ale myślę, że też odczuwaliśmy ich piękno i podziwialiśmy sposób, w jaki człowiek oddany „temu” światu próbuje nam przekazać jego niezwykłość i urok. To piękna i fascynująca dziedzina germanistyki!

Choć wielokrotnie zmieniałam drogi, wybierałam i próbowałam inaczej, coś nowego,  coś modnego, coś bardziej dziś „aktualnego”, to – dziś stwierdzam – właśnie literatura zawsze była moim wiernym od lat towarzyszem. Nawet odsuwając ją w kąt, czułam jej obecność i bliskość, jakby czekała tam na mnie, czekała, że wrócę…

I gdyby nie moje kolejne wielkie zamiłowanie do języka niemieckiego, dziś pewnie byłabym szczęśliwą absolwentką filologii polskiej.

Doch – was nicht ist, kann ja noch werden, jak mówi znane niemiecki przysłowie, i w jego myśl dziś staram się połączyć przedmioty moich zainteresowań i kontynuuję studia na zagranicznej uczelni, na kierunku „Vergleichende Literatur- und Kulturwissenschaften”[1], gdzie w toku w/w studiów można przemieszczać się pomiędzy różnymi dziedzinami, w pewien sposób samemu sobie studia planować – i tak w moim przypadku będzie to germanistyka, slawistyka i anglistyka.

Zdobyta na krośnieńskiej uczelni znajomość języka pozwoliła mi też na skorzystanie w czasie studiów z oferty programu Socrates/Erasmus. Bardzo miło wspominam swoją semestralną przygodę na Alpen-Adria-Universität w Klagenfurcie w Austrii, jestem niezmiernie wdzięczna władzom uczelni za umożliwienie mi pobytu tam,  i wszystkim gorąco polecam taki właśnie wyjazd. Studia te poszerzają horyzonty, usamodzielniają, dostarczają niezapomnianych wrażeń i wspomnień. Do tego jeszcze bezcenne znajomości i przyjaźnie, jakie udaje się podczas takiego wyjazdu nawiązać i później pielęgnować. Mnie się to udało i udaje po dzień dzisiejszy, i z wielką przyjemnością spotykam tych ludzi na nowo – jest to nie tylko niezastąpiona okazja „szlifowania“ języka, drogą mailową, telefoniczną czy przede wszystkim podczas spotkań, ale również  odwiedzania i poznawania wielu nowych miejsc, jak i wielokrotne okazje pokazania również  im naszej pięknej Ojczyzny, która – wiem z doświadczenia – budzi ich zachwyt i jest przyczyną ciągłych tutaj powrotów i odwiedzin.

Wielkim sukcesem tego wyjazdu był dla mnie również fakt, że właśnie tam, w Klagenfurcie, udało mi się zebrać materiały do napisania mojej pracy licencjackiej, za której temat wybrałam sobie pisarza z miasta mojej erazmusowskiej przygody – Roberta Musila. Miałam więc niesamowitą szansę,  jak mało kto,  szukania źródeł  mojej wiedzy u korzeni, a jako że praca z literaturą zawsze sprawiała mi wielką radość, radość ta wydała się być podwójna i było to dla mnie niesamowitym wyzwaniem. I poza licznymi fotografiami, do dziś zachowałam w pamięci rodzinny dom mojego bohatera (dziś muzeum), którego progi wielokrotnie zdarzało mi się przekraczać w poszukiwaniu ciągle nowych informacji.

Dlatego wszystkim nowym studentom powiedziałabym: Miejcie odwagę wyjechać! Korzystajcie z każdej nadarzającej się okazji, bo doświadczenia za granicą uczą nas niezmiernie dużo! A spotkane osoby i przyjaźnie pozostają na długie lata i niesamowicie owocują!

Z przyjemnością i wielkim sentymentem powracam wspomnieniami do  czasu moich studiów, chociaż był to także okres ciężkiej pracy.

Nauczyłam się języka i robiłam mnóstwo innych „rzeczy”(wspólnie z wykładowcami i innymi studentami organizowaliśmy wyjazdy, wycieczki,  konferencje,  prezentacje itp. – zdobytych umiejętności jest wiele).

Bardzo cenię sobie również wiedzę i umiejętności jakie wyniosłam z tej  uczelni, biorąc pod uwagę pedagogiczne i metodyczne przygotowanie do zawodu nauczyciela. To również wspaniali wykładowcy, ludzie o których nie sposób nie wspomnieć, którzy mnóstwo serca wkładali w to, aby uwrażliwić nas na wiele rzeczy, problemów, aby zrobić z nas wspaniałych ludzi, którzy dalej przekazywać będą zdobytą wiedzę i wartości dalszym pokoleniom. Wiem, że nauczyłam się od nich wiele, a umiejętności te wykorzystuję w codziennym życiu, bo niejednokrotnie przecież wymaga ich nie tylko zawód nauczyciela –wychowawcy.

Dzięki dużemu zaangażowaniu obu stron wszystko, co  nawet czasem wydawało się nierealne do osiągnięcia, było realizowane.

Do dziś mam kontakt z absolwentami  i wyjątkowymi wykładowcami, których na tej uczelni dane było mi spotkać wielu, którzy do dziś w niezawodnym tempie i z wielkim zaangażowaniem spieszą z pomocą, w odpowiedzi na każdy, najmniejszy nawet sygnał.  Za co jestem ogromnie wdzięczna i – raz jeszcze tutaj oficjalnie – serdecznie dziękuję!

Uczelnia ta otworzyła przede mną liczne perspektywy, dała mi duże możliwości rozwoju, ukierunkowała moje zainteresowania i plany na przyszłość…”