Wyjazd studyjny III roku Zielarstwa Żywiec – Cieszyn – Bielsko-Biała – Pszczyna 7-8.12.2022r.

Czwarta nad ranem. Witamy nowy dzień na zbiórce przed Kampusem Uczelni w  Suchodole. Dookoła jeszcze ciemno – w końcu to już zima. Podjechał autokar. Pakujemy walizki i wsiadamy – jako Zielarstwo wybieramy miejsca z tyłu. Po sprawdzeniu obecności i ruszeniu autobusu większość grupy smacznie śpi. Podróż przebiegła spokojnie, nie licząc korków i objazdów. Zamiast przerwy na papieską kremówkę w Wadowicach musieliśmy zadowolić się kawą na stacji benzynowej. No nic, bywa i tak. Po drodze mieliśmy okazję podziwiać Sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej usytuowane na malowniczym Pogórzu Makowskim. Mieszkańcy i sąsiedzi Kalwarii co roku są świadkami masowych przypływów pielgrzymów, nie tylko z całej Polski, ale i ze świata – rocznie jest ich około 2 mln.

Mijamy kolejne miejscowości, wśród nich Wilamowice – miasteczko słynące głównie z … własnego języka! Tutaj warto przytoczyć nazwisko chociażby pana Tymoteusza Króla, który nauczył się języka  w dzieciństwie od swojej sąsiadki i rozpoczął działalność mającą go ocalić, m.in. dokonywał nagrań mowy rodzimych mieszkańców i popularyzował wiedzę o języku. Obecnie jest etnologiem i dalej kontynuuje swoją misję. Język wilamowski należy do rodziny języków germańskich. Jeszcze w XIX w. posługiwało się nim 92% mieszkańców, obecnie klasyfikowany jest przez UNESCO jako język „poważnie zagrożony wymarciem”.

W końcu dotarliśmy do Żywca. Na nieszczęście trasa poprowadziła nas akurat przez jego najmniej atrakcyjną część, obficie udekorowaną jaskrawymi banerami, stąd słuszny komentarz dr Pisarek o ustawie krajobrazowej, a właściwie to o jej braku na terenach powiatu żywieckiego. Nie martwiliśmy się tym zbyt  długo, bo autokar zatrzymał się, a naszym oczom ukazało się Laboratorium Medycyny Naturalnej „Bonimed”. Zostaliśmy tam serdecznie przywitani i ugoszczeni przez pracowników, a w oczekiwaniu na Pana Krzysztofa Błechę mieliśmy możliwość złożenia zamówień na produkowane tu suplementy i leki ziołowe. Z całą produkcją i magazynami zapoznał nas pan Seweryn, przekazując nam solidną dawkę wiedzy o tym jak funkcjonuje zakład oraz jakie wymogi musi spełniać, a dotyczą one trzech podstawowych kwestii: żywności, farmaceutyków oraz kosmetyków. Żywności ponieważ w Centrum produkowanych jest około 100 różnych suplementów diety, które jak wiemy podlegają pod tę kategorię; farmaceutyków, ponieważ w ofercie Bonimedu znajduje się pięć leków roślinnych oraz kosmetyków – kremy do twarzy stworzone w oparciu o teorię telomerową oraz ziołowe maści. To wszystko scala system GMP (Good Manufacturing Practice – Dobra Praktyka Produkcyjna), określający procedury produkcyjne oraz kontrolne, dzięki czemu mamy gwarancję, że wytworzone produkty spełniają niezbędne wymagania jakościowe.

Zaopatrzeni w odzież i obuwie ochronne przemierzaliśmy przez poszczególne działy produkcyjne  i związane z nimi pomieszczenia – komorę stabilnościową, magazyn surowców, kwarantanny   i produktów końcowych oraz pomieszczenia produkcyjne.

Komora stabilnościowa to pomieszczenie, w którym bada się leki pod kątem stabilności w temp. 25st C (+/- 3st) przy wilgotności powietrza 65% (+/- 5). Takie badanie umożliwia nam sprawdzenie jak niekorzystne warunki  atmosferyczne, które mogą wystąpić przy transporcie surowca lub w przypadku niewłaściwego przechowywania, mogą wpłynąć na jakość preparatu. Jeśli po upływie dwóch lat zajdą jakieś procesy preparat należy zgłosić i wycofać.

Kolejnym pomieszczeniem był magazyn surowców, gdzie w ściśle określonych warunkach przechowywane są zioła importowane głównie z Azji, Indii oraz Polski (Białowieża). Surowce  w specjalnych pojemnikach, dokładnie opisane, umieszczone są na paletach, w pomieszczeniu  o temp.18 st. C, przy wilgotności powietrza 40% (dopuszczalna wartość <60%). Po dokładnym obejrzeniu magazynu udaliśmy się do pomieszczenia produkcyjnego, które jest oddzielone od korytarza specjalnym pomieszczeniem, gdzie należy umyć ręce oraz założyć odzież ochronną. Weszliśmy na produkcję kapsułek, a właściwie krok przed ich tworzeniem, bo w tym miejscu odważano surowce i mieszano je w mieszalniku, a następnie przecierano przez sito w celu ujednolicenia masy i oddzielenia od ewentualnych zanieczyszczeń tj. kamieni, śrubek itp.    W pomieszczeniu tym wilgotność powietrza jest ściśle nadzorowana, tak by sproszkowane mieszanki nie uległy zbryleniu. Krok dalej, bo tuż za kolejnymi drzwiami mieliśmy okazję podziwiać maszynę do kapsułkowania ekstraktów. Tutaj też zrozumieliśmy rolę substancji pomocniczych w tworzeniu preparatu, pomocną w procesie technologicznym, bez którego produkcja kapsułki byłaby bardzo utrudniona lub wręcz niemożliwa. Mowa tu o stearynianie magnezu.

Po wyprodukowaniu, kapsułki przenoszone są do liczarki, a do opakowania przenoszona jest odpowiednia ilość. Jako, że mamy tutaj do czynienia z produkcją rzemieślniczą, etykietowanie produktów odbywa się ręcznie.

 Odwiedzamy kolejny magazyn, tym razem z surowcami „przeterminowanymi”. Tutaj mamy do czynienia z pewnym paradoksem bo w magazynie mamy głównie ekstrakty wodno-alkoholowe. Jeśli laboratorium wykaże, że surowiec/ekstrakt jest pełnowartościowy, a badanie mikrobiologiczne nie wykaże drobnoustrojów można z powrotem przywrócić go do produkcji. Schodzimy na dół, a już po drodze na schodach, do naszych nosów docierają intensywne zapachy suszonych ziół. Mieszalnia. To tutaj zioła krojone, po zmieszaniu przetwarzane są do formy fix w fiksarce – do leja nasypowego wsypywane są zioła, następnie spadają do dozownika, gdzie trafiają między dwa płaty bibuły termozgrzewalnej, są zgrzewane i przenoszone na linie do pakowania.

Naprzeciwko kolejny magazyn. Naszym oczom ukazują się worki z rumiankiem, mniszkiem, borówką, aronią, babką lancetowatą. Są to zioła nieprzetworzone i zanim trafią w obiegi produkcyjne każdy worek sprawdzany jest pod względem zanieczyszczeń mikrobiologicznych a także jakościowym – zawartość olejku eterycznego, flawonoidów itp. Temperatura w magazynie jest dosyć niska, bo tylko 12st C, wilgotność 45%.

Z magazynu trafiamy do kolejnego, tym razem z surowcami płynnymi, gdzie znajdują się nalewki, materiały wyjściowe do produkcji leków. Następnie odwiedzamy komorę przyjęć, gdzie przetransportowane surowce z zewnątrz oczekują na kontrolę wg GMP, stąd żaden materiał nie opuści magazynu przed kontrolą. W kolejnym pomieszczeniu udaje nam się przyglądnąć produkcji Bonidermu – mydła dedykowanego problemom skórnym, którego receptura pozostaje niezmienna od 30 lat. Mamy również okazję przyjrzeć się maszynom – homogenizatorowi oraz mieszalnikowi do kremów. Ostatni magazyn, który odwiedzamy jest magazynem kwarantanny, gdzie leki czekają na kontrolę osoby wykwalifikowanej, która może dopuścić lek do sprzedaży lub skierować do utylizacji.

Następnie udajemy się do laboratorium, gdzie kontroli jakości poddawany jest każdy element preparatu tj. opakowanie – kartonik, wymiary, treść..  ale głównie surowiec. Surowiec można zbadać rożnymi metodami: oznaczanie tożsamości: TLC, HPLC; badania jakościowe; oznaczanie ciał czynnych w danych surowcach; ważenie surowca, badanie gęstości preparatów, badanie liczby nadtlenkowej, kwasowej; badanie mikrobiologiczne – czystość surowca, ogólna liczba bakterii i grzybów, badanie na obecność Salmonelli, E.Coli, Candida itp.

Po takiej dawce informacji zostaliśmy poczęstowani herbatką i udaliśmy się do gabinetu pana Błechy, gdzie wysłuchaliśmy informacji o historii firmy oraz przebieu kontroli, dowiedzieliśmy się również o wiarygodnych  źrodłach informacji o surowcach zielarskich oraz ich wpływie na organizm człowieka: Escop, monografie EMA, Farmakopea, WHO.

Naszą wizytę zakończył telefon, że autokar już czeka, stąd szybko się zebraliśmy, aby ruszyć w dalszą podróż.

 Kolejnym przystankiem był Cieszyn, a celem – najdłużej i nieprzerwanie działający w Polsce, gdzie piwo warzone jest od 1846 roku – Browar Zamkowy Cieszyn. Zwiedzanie tego obiektu jest dosyć specyficzne z uwagi na to, że jest to „żywe muzeum piwowarstwa”, stąd mieliśmy okazję zobaczyć niektóre procesy na żywo. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od piwnic, w których mieliśmy okazję poznać historię piwowarstwa w Cieszynie, a jest się czym pochwalić, bo już od XV wieku istniał tu browar mieszczański. Około roku 1840 tuż pod zamkiem na zlecenie księcia cieszyńskiego Karola Ludwika rozpoczęto budowę nowoczesnego browaru. Browar, mimo wojen nie uległ likwidacji, a co najważniejsze nie zaprzestał produkcji. Po 1945 roku został włączony do Zakładów Piwowarskich w Żywcu. W 2015 roku browar zamkowy Cieszyn stał się niezależną jednostką.

Zamek w Cieszynie powstał według planów wiedeńskiego architekta – Józefa Kornhausla, a nadzór sprawował Fryderyk Baldauf (mistrz murarski). Układ budynków i pomieszczeń browaru podzielono ze względu na funkcje tj. budynek główny połączono z leżakowniami (podziemne korytarze), wysoką piwnicą  – tunelem, w którym składowano lód. Słodownia mieściła w sobie piwnice do moczenia i słodowania jęczmienia, a także wyższe piętra i strych, gdzie znajdował się magazyn i suszarnia. Tak przygotowany słód mielono w młynie, który okazał się dla nas szczególnym zaskoczeniem. Młyn ma 150 lat i wciąż działa! Do dnia dzisiejszego browar mieli w nim słód. Firma, która go wyprodukowała już nie istnieje. Zmielony słód trafia do kadzi zaciernej (dlatego młyn umieszczono na górze, tak by wykorzystać siły grawitacyjne i by wpadał on prosto do kadzi) by później przejść przez kadź filtracyjną do otwartej kadzi fermentacyjnej.

Browar Zamkowy w Cieszynie produkuje m.in. piwa : Mastne, Lager Cieszyński, Noszak, Porter Cieszyński…

Szczególnym piwem dla koneserów jest to leżakujące w dębowych beczkach sprowadzanych                 z Kentucky – piwo dojrzewa w beczkach półtora roku przesiąkając smakiem whisky. Jako, że sam proces jest długotrwały 300ml takiego piwa kosztuje ok. 30zł. Takie piwo jest ważne co najmniej 60 lat, ponieważ zawarte w nim dzikie drożdże ciągle pracują.

Na sam koniec zobaczyliśmy rozlewnię i miejsce gdzie piwo jest pakowane.

Po zwiedzeniu browaru udaliśmy się do przybrowarnego sklepu z cieszyńskim piwem. Po zakupach  nastąpiła upragniona przerwa – część grupy postawiła na degustację popularnych „Kanapek cieszyńskich”, my natomiast ruszyliśmy na Czechy. Trafiliśmy do restauracji, gdzie poczęstowano nas Minestrone – zupą na bazie warzyw, pomidorów, cukinii, fasolki szparagowej, marchwi, zielonego groszku. Po sycącym posiłku pożegnaliśmy Cieszyn i udaliśmy się do miejsca noclegowego – Domu Turysty PTTK w Bielsku-Białej. Tam po krótkim odpoczynku ruszyliśmy na miasto, odnajdując pomnik Bolka i Lolka, trochę później rozkoszując się smakiem Masali przy dźwiękach płynących z płyty winylowej w klimatycznej muzycznej kawiarni „Spirala”.

Pełni wrażeń po długim dniu zasnęliśmy bardzo szybko.

Pomnik Bolka i Lolka w Bielsku-Białej

Pobudka – siódma rano. Przeżuwając kanapki i płatki owsiane pakowaliśmy walizki, tak żeby zdążyć na zbiórkę. Zapakowani do autokaru ruszyliśmy na ziemię pszczyńską, by rozpocząć dzień od jakże miłego widoku – żubrów.

Pokazowa Zagroda Żubrów w Pszczynie to miejsce niezwykłe. W dzikiej scenerii parku prócz żubrów spotkaliśmy daniele, jelenie, sarny, kozy , owce, osły a nawet pawiany (pawie) !:D Wracając do żubrów… Żubr cieszyński to genetyczna krzyżówka żubra białowieskiego i kaukaskiego. Na terenie zagrody jest sześć żubrów – my mieliśmy okazję zobaczyć cztery: Porcję, Platankę, Plisara i Plarysę. Na ochotnika, nasz kolega Marek zgłosił się do zaserwowania im śniadania. A co jedzą żubry? Ich dieta przypomina dietę końską – mają stały dostęp do siana, lubią marchewki, buraki. Jako codzienną porcję witamin   i błonnika karmione są Paszą Żubr – specjalną paszą granulowaną z mieszanką ziół (wrotycz, babka, przegorzan). Prócz tego lubują się w żołędziach, kasztanach i korze drzew. Żubry w Polsce można spotkać w Puszczy Białowieskiej, Janowie Lubelskim, Białowieży, Bieszczadach.

Na terenie zagrody mogliśmy podziwiać piękne chochoły, którymi otulono latarnie i ogrodzenie, zrobione z gałązek platanowych, drzew iglastych i hortensji. W okresie letnim jest to miejsce pełne tulipanów, kocimiętki, jeżówek, a co za tym idzie motyli i owadów, na które czekają specjalne hotele:) Odwiedzając tzw. pentagon – budynek gospodarczo- turystyczny, mieliśmy okazję przyjrzeć się żubrom bliżej, dzięki niezwykłym kadrom pana Mieczysława Hławiczka, który fotografuje żubry w lasach pszczyńskich. Prócz fotografii, w budynku znajduje się wystawa poświęcona żubrom i innym zwierzętom występującym na terenach Pszczyny, a także stare sprzęty i wystrój zgromadzone w izbie gospodarstwa domowego. Dyrektor Zagrody kładzie duży nacisk na edukację ekologiczną, stąd na terenie znajduje się kilkanaście tablic edukacyjnych.

Po zwiedzeniu zagrody udaliśmy się do Parku Pszczyńskiego, by na końcu alei podziwiać Zamek.         

Po wysłuchaniu historii zamku udaliśmy się do autokaru, który zabrał nas do Goczałkowic- Zdrój. Tam zatrzymaliśmy się w Ogrodach Kapias, jednak jeszcze przed samym zwiedzaniem zrobiliśmy przerwę na obiad. Napełniliśmy żołądki ciepłym rosołem i barszczem, co po niektórzy skusili się na miejscowy tradycyjny deser – makówki – i ruszyliśmy do Ogrodu. Z początku przytłoczyła nas obecność kolorowych przedmiotów – garnki, patelnie, parasolki powieszone na drzewach. To wszystko dawało efekt kiczu, jednak w dalszej części ogrodu było coraz mniej takich „niespodzianek”. Jak można się było domyślić, była to część Nowych Ogrodów. Prócz niecodziennych wśród roślin przedmiotów był tam duży staw z altaną, wrzosowisko, Ogród Cisza – niestety miskanta olbrzymiego, który dawał cały efekt tego miejsca przycięto na zimę, jak i większość roślin w ogrodzie. Zima nie jest zbyt atrakcyjną porą na zwiedzanie ogrodów, choć zdecydowanie tą stratę zrekompensowały nam trawy ozdobne, które wciąż mienią się złotem i zachwycają delikatnymi baldachami kołyszącymi się na wietrze. Prócz traw zainteresowaniem cieszył się  labirynt  z żywotnika zachodniego i tarasy widokowe, a także chata wiejska. Po relaksującym spacerze wśród roślin można było jeszcze zerknąć na kiermasz świąteczny, tuż przy szkółce roślin.

Przed wyjazdem wróciliśmy jeszcze do Pszczyny, aby zobaczyć rynek  i skosztować tamtejszej kuchni. W pobliskim sklepie zaopatrzyliśmy się w kopalnioki, a niektórzy w kubek grzanego wina na rozgrzewkę.

I tak przed godziną 15 ruszyliśmy w podróż do Krosna. W połowie trasy zrobiliśmy przerwę na stacji benzynowej i po godzinie 19 dotarliśmy na miejsce.

Wyjazd był bardzo udany, pełen wrażeń, nowych doznań i smaków.

Dziękujemy władzom Uczelni za możliwość udziału w tak wspaniałym wyjeździe studyjnym.

Studenci III roku Zielarstwa 🙂